sobota, 25 maja 2013

Chapter 4 "You hurt me..."

Po kilku tygodniach można już oglądać odcinki w telewizji. Przed odcinkami na żywo Niall dzwonił po każdym zakończonym odcinku. Gorzej jest teraz. Coraz rzadziej do mnie dzwoni. Raz, dwa w tygodniu. Rozumiem, że jest zajęty ponieważ zaczynają się odcinki na żywo, ale przecież napisanie sms'a co zajmuje niecałe 3 minuty na pewno nie przeszkodziło by mu w pracy. Prawda?
Dzień w szkole jest teraz niczym męka. Zawsze trzymałam się z Niallem co za tym idzie iż nie znam wielu osób w szkole, niby dziwne a jednak. Koniec dnia w szkole był dla mnie niczym ukojenie. Całe dnie siedziałam w domu. Miejsca do których wychodzę ograniczają się teraz do znacznie mniejszej ilości. 
Może w ten weekend wybiorę się do jakiegoś klubu. (?) 
*oczami Nialla*
Przechodzenie do kolejnych etapów to niesamowita sprawa. Wyjazd do Hiszpanii był dla nas decydujący. Teraz gdy wróciliśmy musimy pracować nad występami live. Przez kilka dni byliśmy w domu ojczyma Harrego. Ah, no tak. 
Harry, Liam, Louis, Zayn i ja zostaliśmy połączeni w zespół. Nazywamy się One Direction i w zasadzie idziemy w jednym kierunku. Poznajemy się coraz lepiej oraz mamy okazje spełniać marzenia. Wszystko toczy się tak szybkim tempem, że czasem nie mamy nawet  tak przyziemne sprawy jak rozmowa z rodziną czy odwiedzenie kogoś bliskiego. 
W każdym bądź razie fajnie grać w zespole. Tak mi się wydaje, znaczy nigdy nie śpiewałem w zespole. Wydaje mi się, że jesteśmy silniejsi w piątkę niż jako jedna osoba. Tak po za tym to strasznie tęsknie za domem, a to tak daleko. Szkoda. Dziś w telewizji ma być powtórka odcinku z boot campem. Dziwnie jest oglądać siebie w tv. Rano mieliśmy próbę i jestem wykończony. Chłopacy poszli na basen, ale ja wolę sobie poleżeć. 
- Kto tam? - powiedziałem gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyły się, okazało się że przyszła Cher. Nasza koleżanka, jest w naszym wieku. Teraz przez cały czas wszyscy mieszkamy w jednym domu a nie znam wszystkich za dobrze. 
- Co tam? - spytała dziewczyna. 
- Nic ciekawego, rutyna ostatnich dni. - uśmiechnąłem się. - A może u ciebie coś się wydarzyło?
- Raczej nie. Przyszłam ci coś pokazać. - powiedziała i wyjęła swój telefon z kieszeni. 
Poszperała trochę po czym pokazała mi zdjęcie. 
Zobaczyłem je i odruchowo się zaśmiałem. 
- O jeju, skąd je masz? - spytałem zdziwiony. 
- Z imprezy po boot campie. Nie pamiętasz? 
- No ekhm, nie zbyt. Wyślesz mi je? - poprosiłem robiąc maślane oczka. 
- Jasne. Na twitterze może być? Oznaczę cię w wpisie. 
- Ok. Moja nazwa @Niall193.
- Wysyłam już. - powiedziała. Otworzyłem laptop i zalogowałem się na portalu. Po czym kliknąłem na podstronę "Reakcje". Interakcja od @CherLloyd do @Niall193 "Jak możesz nie pamiętać? :) x" 
Cher została i gadaliśmy. Powiedziałem jej o Fanny, ale nie wiem czy dobrze zrobiłem. 
- Czyli znacie się od zawsze? - spytała dość nieśmiało. 
- No tak... - odparłem.
*oczami Fanny*
Pooglądałam XFactora i leniwie zawlokłam moje ciało na górę by spać. zanim usnęłam popłakałam się jak parzyłam na moją antyramę ze zdjęciami. Miałam tam zdjęcia z mamą, tatą, znajomymi i z Niallem. 
- Niall. - wszeptałam i starałam się zasnąć. 
*następnego ranka*
Obudziłam się 10 minut przez budzikiem, więc postanowiłam poleżeć aż do dźwięku informującego, że pora wstawać. Ku mojemu zaskoczeniu te 10 minut minęło tak szybko że wydawałoby się że minęło dopiero 3 z nich. Wstałam i wykonałam wszystkie poranne czynności. Wzięłam torbę, leżącą na krześle i wyszłam. Oczywiście przed tym zakładając kurtkę, buty, czapkę i zamykając drzwi. Było około 8:20 co było dla mnie znakiem że muszę się pośpieszyć. 
- No to dziś nici z mojej porannej kawy. - pomyślałam przechodząc obok kawiarni, w której co rano po drodze kupowałam kawę, którą na ogół 'męczyłam' przez dobre trzy godziny. Pomimo, że zawsze jest bardzo smaczna. Pewnie ktoś myśli najbardziej lubi Starbucksa a kawę pije z jakiejś kawiarenki. Otóż gdy idę Starbucks jest czynny od 10AM. Do szkoły doszłam na czas, na szczęście. Poszłam do szafki i zabrałam książki, po czym udałam się na lekcje - Przygotowanie Do Życia W Społeczeństwie. 
- Współcześni Brytyjczycy wywodzą się przede wszystkim z różnych ludów, które osiedliły się w Wielkiej Brytanii przed XII wiekiem – CeltówRzymianAnglosasów i Normanów. W Wielkiej Brytanii mieszkają także liczne grupy stosunkowo niedawnych imigrantów z AfrykiAzji i Europy Wschodniej. - zaczął profesor Cembey. Po jego czterech pierwszych zdaniach się wyłączyłam. Na szczęście dziś piątek co oznacza lekcje do 12:30. Hura! Na fizyce i angielskim był luz, jak zawsze samowolka. 
Reszta lekcji minęła strasznie nudno, bez żadnych dziwnych wydarzeń czy coś. Odłożyłam książki i jak codziennie przebrałam się z mundurku. Rano wychodzę ubrana normalnie i tu się przebieram, a jak wychodzę to ubieram się już 'po cywilnemu'. 
Postanowiłam, że po drodze pójdę do Pizza Hut i wziąć pizzę na wynos. Zgodnie z założeniem poszłam i kupiłam sobie małą pizzę i zmierzałam w kierunku domu. Ewidentnie przyszły rachunki, bo mój ojciec stał przy drzwiach mojego domu próbując się dobijać.
- Pozwól, że otworze. - powiedziałam wyjmując klucze z torby.
- Gdzie byłaś? - spytał spokojnym tonem, z taką chrypą, że szkoda gadać. 
- W szkole. Coś ci jest? - zapytałam trochę od niechcenia, ale jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Jestem przeziębiony i przyszedłem zapytać czy nie masz jakiś leków przeciwgorączkowych? - powiedział opadając na fotel w salonie. 
- A mama nic nie ma? - odrzekłam szperając w szafce. 
- Nie ma jej. Wyjechała na sympozjum z pracy. Wraca za tydzień. 
- Zrobię ci coś do jedzenia i herbatę. Wtedy dopiero będziesz mógł wziąć leki. 
Nastawiłam wodę i z tego co miałam w lodówce przyrządziłam kanapki dla taty. W między czasie dałam mu termometr. 
Niby on i mama są mi obojętni, ale jednak mama bardziej. Może przez to, że to ona zdecydowała o mojej wyprowadzce. Termometr skończył pomiar po 2 minutach. 
- Ile?! Bożę ty musisz jechać do szpitala! - krzyknęłam. - Masz 39,9○C. 
- Jak będzie powyżej 40○C to pojedziemy. Proszę. - powiedział. Nie chciałam się z nim sprzeczać. Przyniosłam mu wcześniej zrobione kanapki i herbatę oraz wodę z tabletkami. 
- Co u ciebie córeczko? - spytał speszony. 
- Leci. Nie jest tak źle. - wypowiadając to czułam, że duszę się w sobie. Jest okropnie, ale co mam mu powiedzieć, że chłopak którego kocham wyjechał i ma mnie już w dupie, że mam problem z emocjami. Na pewno by się ucieszył. Po moim policzku spłynęła kropla, którą starałam się zamaskować. 
- A u was? - powiedziałam. 
- Ja co chwilę jestem przeziębiony, a mama jak zawsze w pracy. Chodzę do lekarza, ale nic mi nie pomaga. Biorę leki, ale jest coraz gorzej. Prawie nic nie jem i jestem słaby. - powiedział upijając łyk herbaty. 
- Dlaczego mama nie weźmie wolnego i się tobą nie zaopiekuje? - zapytałam.
- Wiesz jaka jest. Nie obchodzi ją nic innego niż praca. 
Był już wieczór. Nie chciałam, a właściwie nie mogłam pozwolić na to by ojciec sam był w domu jeszcze tydzień. 
- Zostań tu dopóki nie wydobrzejesz. Będziesz spał w pokoju dla gości. - rzekłam wstając i zaprowadziłam go do pokoju gościnnego na piętrze. 
Gdy upewniłam się, że poszedł spać zaczęłam próby dodzwonienia się do Niallera. Zdały się one na nic. Po 7 próbie ktoś odebrał.
- Niall! Ile można wydzwaniać?! - powiedziałam podniesionym głosem.
- To nie Niall tylko Cher jego koleżanka, pozwoliłam odebrać sobie jego telefon. - odparł dziewczęcy głos w słuchawce. A ja zamarłam i się rozłączyłam. Nie gasząc żadnych świateł w płaczu pobiegłam na górę i zamknęłam się w toalecie. Oparłam ręce na szafeczkę od umywali i płakałam. Jak? Dlaczego? Kto to był? Czy to jego dziewczyna? Tylko takie rzeczy nasuwały mi się na myśl. Nie mogłam nad sobą zapanować...
Nie wiem o co chodzi, nie chcę! Już pewnie o mnie zapomniał, ma mnie w dupie. Myślę wciąż płacząc, nie dopuszczam do siebie jakiejkolwiek pozytywnej myśli. Sterczę tam już dobre 15 minut. Idę się położyć. Było po 1AM, tak wcześnie jak na spanie w weekend, ale nie mam siły. 
Napisałam tylko na twitterze "The most important people always destroy you...". Podłączyłam telefon do ładowania i położyłam się do łóżka. 
*następnego dnia - południe*
Usłyszałam jak włącz się woda pod prysznicem. Ojciec już wstał. Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Wstałam i ubrałam spodnie dresowe. Ulubiony strój na wolne dni - dresy i luźny t-shirt. Zeszłam na dół i usiadłam przed telewizorem. 
Zobaczyłam jak ojciec schodzi po schodach. 
- Jak się spało? - zapytał. 
- Dobrze. Jak się czujesz? 
- Zdecydowanie lepiej. W końcu miałem okazję się wyspać. - uśmiechnął się. - Co jemy?
- Nie wiem. Może tosty lub brytyjskie śniadanie? - odpowiedziałam.
- Chyba skuszę się na drugą opcje.
Przeszłam z salonu do kuchni i przygotowałam wszystko co potrzebne i przygotowałam posiłek. Tato zrobił herbatę i usiedliśmy do stołu. 
- Wiem że to nie moja sprawa i jak nie chcesz to nie odpowiadaj, ale co stało się w nocy? - spytał.
- Ekhm, nic. - odparłam. - Po prostu miałam taką potrzebę. Wypłakania się.
- Nie chcesz mówić to nie. Tylko się martwię. Według mnie ludzie nie mają potrzeb płakania bez powodu, ale nie będę cię zadręczał. - westchnął i dokończył swoją porcję.
Przynajmniej ty. - pomyślałam...
__________
No i jest czwarty rozdział. Zależało mi aby dodać go w tym tygodniu. W zeszłym niestety nie miałam kiedy zabrać się za pisanie. Przepraszam. :) Przepraszam też za to szare zaznaczenie, ale przez przypadek włączyłam i nie chce się wyłączyć. 
Jakieś pytania do postaci/do mnie? Zadaj je tutaj > http://ask.fm/friendshipfight
Pamiętajcie że poprzez follow na twitterze konta @FriendshipFight możecie dowiadywać się o nowych rozdziałach.
DZIĘKUJE ZA PONAD 1200 WEJŚĆ. To dzięki Wam mogę tu pisać moje wymysły. xx

niedziela, 5 maja 2013

Chapter 3 "I'll try to win for you."

Myślałam nad wczorajszym dniem i zdecydowanie czułam się jak małe dziecko. To miłe wspomnienia.
Niall przyszedł i przyniósł jakieś koraliki. Po co mu to nie wiem. A jak się pytanie to mówi, że się dowiem. Nie wnikam.
- Siadaj. - powiedział gdy już wpuścił mnie do salonu. Na ławie leżały koraliki, nożyczki i żyłki.
- Co będziemy robić? - spytałam, przysiadając na sofie.
- Bransoletki. - odpowiedział z pełnią entuzjazmu w głosie.
- Niall, nie uważasz, że bransoletki to raczej damska domena?
- No tak, ale jak wyjadę to chcę mieć coś od ciebie. Ja zrobię bransoletkę dla ciebie a ty dla mnie. - włączyliśmy jakiś muzyczny kanał i zabraliśmy się za tworzenie naszych "znaków przyjaźni" o ile w ogóle takie coś istnieje. W każdym bądź razie bardzo fajnie się bawiłam. Po zakończeniu naszej pracy wymieniliśmy się bransoletkami zawiązując je sobie nawzajem na ręce. Posiedzieliśmy trochę u mnie pijąc kakao i rozmawiając. 
- Mam jeszcze do ciebie dwie sprawy. - powiedział Nialler. 
- Słucham w takim razie. - uśmiechnęłam się. 
- Mianowicie, jedna sprawa jest taka że musisz pomóc mi wybrać piosenkę którą zaśpiewam na boot campie. A druga, czy pojedziesz ze mną na zakupy? - spytał i popatrzył na mnie. 
- Nie ma sprawy. To najpierw zajmiemy się zakupami. Co ty na to? - odpowiedziałam z entuzjazmem w głosie. Kocham robić zakupy i pomagać innym w wyborze ubrań. 
Niall kiwnął twierdząco głową. Wstałam i poszłam na górę po pieniądze. Korzystając z okazji też coś sobie kupię. Zabrałam telefon i schowałam go do torby. 
Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Zmierzaliśmy w kierunku przystanku autobusowego. 
- Autobusem 230 dojedziemy na stację metra. Później metrem na stację kolejową i pociągiem do Dublina.- powiedziałam spoglądając na mapkę. Zawsze na zakupy jedziemy do Dublina. Moich rodziców to nie rusza, a mama Niall'a się przyzwyczaiła. Gdy autobus nadjeżdżał wyszłam by "zamachać" Oyser'ką*, aby się na pewno zatrzymał. Wsiedliśmy, zeskanowaliśmy Oyster'ki i usiedliśmy. Podróż do metra minęła w miarę szybko. Gorzej było już w metrze. 
*Niall*
Muszę iść doładować Oyster'kę. Powiedziałem sobie w myślach gdy przy przechodzeniu przez bramki jedna z nich mnie nie przepuściła. Na szczęście obok stały automaty, na których owe doładowanie można kupić.
Szybko załadowałem kartę za 10 funtów i dołączyłem do Fanny, która na mnie czekała. 
- Sorry. - powiedziałem. 
- Każdemu może się zdarzyć, ale musimy iść trochę szybciej bo się spóźnimy. - odrzekła, po czym przyśpieszyliśmy kroku. 
***
Byliśmy na miejscu. Chodziliśmy po galerii szukając czegoś w czym będę mógł pojechać i występować na boot campie. 
- O popatrz to fajnie by wyglądało. - rzekła Ney, pokazując mi jakiś zestaw który wyszukała. 
- No ładny. Pójdę przymierzyć. - poszedłem do przymierzalni a Fanny jeszcze czegoś szukała. Ubrałem to co wynalazła mi przyjaciółka, spodobało mi się. Zdecydowałem, więc że to kupię na pewno. Obeszliśmy jeszcze kilka sklepów, kupując parę rzeczy. Byłem już trochę zmęczony i głodny. Zaproponowałem Fanny, że pójdziemy coś zjeść a później wrócimy do domu. Zgodziła się więc poszliśmy. Any sprawdziła jakie knajpki są w tym centrum. 
- KFC czy Nandos'? - spytała. Chyba już znała odpowiedź. 
- Nandos', zdecydowanie. - nie pewnie się uśmiechnąłem. - Może przy okazji omówimy temat piosenki. - powiedziałem i poszliśmy. 
Zamówiłem to co zawsze. Gdy zjedliśmy, udaliśmy się w drogę powrotną do domu. 
***
Po powrocie postanowiliśmy, że pójdziemy do mnie. Pokaże mamie i Greg'owi co kupiłem.
- Hej. - powiedziałem wchodząc do domu.
- Dzień dobry. - powiedziała Fanny zaraz po mnie. 
- Oh, witajcie. - odrzekła mama, która jak zawsze w niedzielę krzątała się po kuchni. Przeszliśmy przez korytarz, który prowadził do schodów. 
- Uprzedzam, że mam bajzel. - powiedziałem otwierając drzwi mojego pokoju. 
- Zawsze tak mówisz. - zaśmiała się Fanny. 
Dziewczyna usiadła na łóżku, a ja podszedłem do spakowanej do połowy walizki i włożyłem do niej nowo zakupione rzeczy. 
*Fanny*
Wzięłam do ręki gitarę i zaczęłam grać jakąś melodykę, przyglądając się przy tym jak Niall pakuje rzeczy. Gdy skończył usiadł obok mnie.
- To zajmiemy się tą piosenką? - spytał.
- Oczywiście. Masz jakieś pomysły? 
- Myślałem nad Champagne Supernova. Jak myślisz? 
- Spróbujemy. Ja zagram a ty śpiewaj. - powiedziałam wskazując kartkę z tekstem. Zabraliśmy się do pracy. Po kilku godzinach można było uznać, że Niall jest gotowy by wystąpić. Było już późno, koło 10PM. 
- Czas na mnie. - powiedziałam wstając. 
- Jutro się już nie zobaczymy, bo wyjeżdżam. Więc chodź tu się pożegnaj. 

Dziwne uczucie żegnać się z nim. 
- Obiecuję, że będziemy się kontaktować i widywać jak często się da. - powiedział przytulając mnie. 
Po moim policzku spłynęła jedna łza. Za nią kolejna i kolejna. Nigdy nie myślałam, że pożegnanie może być tak trudne. Niall jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam i mieć nie będę. To przez to. Nie będzie go tu cały czas. 
- Spróbuję wygrać. Dla ciebie. Gdyby nie ty, to ile razy mi uświadamiałaś jak ważne są marzenia. Dziękuję. - wypowiedział te słowa z zaangażowaniem. Widziałam na jego twarzy smutek, może aż tak tego nie okazywał, ale za długo go znam. 
Zabrałam swoją kurtkę, po czym Niall odprowadził mnie do drzwi. 
- No, to do zobaczenia. - wymamrotałam sztucznie się przy tym uśmiechając. - Pamiętaj, obiecałeś że wygrasz. 
- Postaram się. - uśmiechnął się, ukazując tym swoje krzywe zęby. - Za parę dni wszystko będzie emitowane w telewizji. Liczę, że będziesz oglądać. 
- Naturalnie. Do widzenia pani. Pa Greg. - powiedziałam wychodząc. 
- Pa. - powiedzieli jednogłośnie. 
Wracałam do domu sama, nie chciałam aby przeze mnie Niall był jutro niewyspany lub coś. Zjadłam tosty i poszłam się przebrać. Wzięłam laptopa na kolana i usiadłam na łóżku, opierając się o zagłówek. Poszperałam trochę na temat tej całej "rywalizacji" w XFactor, po czym zajrzałam na twitter i napisałam:
"@Niall193 życzę powodzenia jutro. :)" oraz jak to niechętnie pójdę jutro do szkoły. Szybko dostałam dwie odpowiedzi z tym samym problemem, ale nie odpowiedziałam na nie ze względu na moje zmęczenie. Ostatni dzisiejszy tweet "Dobranoc. x" i wyłączyłam laptopa i ułożyłam się do spania. 
***
Wstałam o 7:10 zgodnie z budzikiem. Wyszykowałam się do szkoły i zeszłam na śniadanie. Grobowa cisza, która towarzyszyła mi co rano odkąd skończyłam 16-naście lat była przytłaczająca. Rodziców od dłuższego czasu pochłaniała praca, że w końcu stałam się im obojętna. Z wzajemnością. Nie potrzebowałam już ich opieki, dlatego też postanowili jakby "wyrzucić" mnie z domu. Znaczy nie wiem czy można to tak ująć, w każdym bądź razie mieszkam sama. Zabrałam jedno jabłko i wyszłam z domu. 
*Niall*
Wyjeżdżam tak po 8:00AM. Strasznie się denerwuję, a nawet nie jestem na miejscu. W tych nerwach nie jestem pewny czy zabrałem wszystko. 
- Niall! - krzyknęła z dołu mama. 
- Co?! - odpowiedziałem jej, schodząc na parter. 
- Siadaj, śniadanie. - powiedziała i postawiła przede mną talerz z naleśnikami. - Smacznego. 
- Dzięki. - odrzekłem i zabrałem się za jedzenie. Czas leciał nieubłaganie i niczym się obejrzałem trzeba było wyjeżdżać. Szybko porwałem moją MP4 i torby. 
Wiedziałem, że Fanny jest już w szkole, ale postanowiłem do niej napisać. 
"Już wyjechałem. Strasznie się denerwuje, może jakieś słowo motywacji? :)". Nie dostałem odpowiedzi, więc postanowiłem że poćwiczę piosenkę. Założyłem słuchawki na uszy i zacząłem w kółko słuchać piosenki, którą miałem wykonać, po czym zasnąłem. 
Całą drogę przespałem, obudziłem się dopiero na miejscu. Było bardzo dużo ludzi, których widziałem pierwszy raz w życiu. Być może niektórych ostatni. Może w tym samym momencie ktoś myślał to samo. (?) 
Gdy wszedłem do wielkiej sali w której miał odbyć się boot camp zamarłem. 
***
*Fanny*
Lekcje za kończyły się o godzinę wcześniej więc wracałam do domu. Po drodze zahaczając o sklep spożywczy. Kupiłam jakieś gotowe danie, nie miałam dziś czasu by gotować cokolwiek. Muszę się dziś uczyć, bo jutro mam dość ważny test. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu wracałam do domu sama. 
Odgrzałam wcześniej kupione danie w mikrofali. Odpoczęłam chwilę oglądając telewizję i poszłam odrobić zadanie. 
Słuchałam piosenek i pisałam wypracowanie na angielski, moje skupienie przerwał dzwonek telefonu. Dzwonił Niall. Bez wahania odebrałam.
- Siema. - powiedziałam do słuchawki. 
- Cześć. Co tam? 
- Robię zadanie. Jak ci poszło? 
- Jeszcze nie wiem. Czekamy, bo jurorzy się naradzają. - powiedział zdenerwowany. 
- Nie denerwuj się tak. Będzie ok. - starałam się go uspokoić, ale na prawdę sama sobie nie wierzyłam w to co mówię. 
- Łatwo ci mówić. Muszę iść, bo wołają nas na scenę. Pa. - powiedział i się rozłączył.
- Pa. - odpowiedziałam, jednak było już za późno. Wróciłam do zadania. 
Skończyłam mękę nad książkami, i zeszłam na dół. Było już ciemno, a przez chmury widniejące na niebie aż stwarzały nie miłe odczucie gdy się na nie patrzyło. Zasłoniłam okna i poszłam do kuchni. Zjadłam jakieś kanapki i zrobiłam gorącej herbaty. Po czym udałam się do salonu gdzie rozpoczęłam czytanie niedawno wypożyczonej książki "17 Black and 29 Red", bardzo lubiłam książki tego typu i mimo młodego wieku starałam się jakby rozumieć co czują tacy ludzie. Ci ludzie, którzy często są odrzucani. Nie tolerowani. Wydaję mi się to nie pojęte jak można nienawidzić kogoś tylko dlatego, że jest innej orientacji czy innej rasy. To wciąż pozostawało dla mnie zagadką. Nigdy nie poznałam jeszcze ludzi, którzy jakby to ująć, mając pociąg do tej samej płci. Na pewno gdybym poznała taką osobę wiedziałabym o wiele więcej. Zabrałam się za czytanie. Książka, niby tylko zapisane strony, ale ta jest inna. Podoba mi się. Wydawałoby się, że nie jestem fanką czytania książek a tą, chcę teraz czytać cały czas. 
Ze względu na dość późną porę, postanowiłam odłożyć czytanie na jutrzejszy dzień i poszłam spać. 
__________
*Oyster - Oyster Card w Wielkiej Brytanii jest odpowiednikiem polskiej Karty Komunikacji Miejskiej. Służy przy prawie wszystkich naziemnych środkach transportu. 
Tytuł "17 Black and 29 Red" nie jest wykorzystany przypadkowo. 
Dziękuję Wam za tak miłe opinie na temat moich wymysłów. :) 
Informacje o nowych rozdziałach znajdziecie TU (wystarczy follow)
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał oraz zachęcam do komentowania, ponieważ to bardzo motywuje. x

piątek, 3 maja 2013

Zwiastun

Zwiastun wykonała @LWgrzynowska za co bardzo dziękuję.
Mam nadzieję, że zachęci was do czytania bloga. x

środa, 1 maja 2013

Chapter 2 "Fun."

Czułem niezmierną radość, gdy dowiedziałem się że przeszedłem do dalszych etapów.  To było ekscytujące, ale straszne. Stać przed czwórką ludzi, którzy mają zadecydować o twoich dalszych planach. To niesamowite uczucie. Trzy na cztery tak, nie jest tak źle, niektórym może nie podobać się jak śpiewam np. Cheryl. Droga do domu ciągnęła się niemiłosiernie, ale to pewnie przez moje zmęczenie. O 3:30 dojechaliśmy do domu. W końcu! Szybko idę do mojego łóżeczka.
*rano około 11 AM*
Chyba czas wstawać i iść do Fanny. Wstałem, wziąłem rzeczy i poszedłem pod prysznic. Po 15 minutach byłem gotowy, więc szybko zjadłem śniadanie. W domu nie było nikogo, mama i Greg na zakupach. Wrócą z całym bagażnikiem jedzenia, podoba mi się to. Wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi.
Zadzwoniłem dzwonkiem i schowałem się za murek przy wejściowych schodkach. Drzwi otworzyła Fanny, no bo kto inny, przecież jej rodzice mieszkają obok. Kupili cały bliźniak i pół oddali dla Any.
Zdezorientowała się, bo nie zauważyła nikogo przed drzwiami. Będzie Suprise! Odwróciła się i delikatnie zamykała drzwi. Zatrzymałem je butem, a Fanny się odwróciła. Uśmiechnąłem się.
- Hej. - powiedziałem.
- Niall. Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona Ney, odwzajemniając uśmiech.
- Miło mnie witasz, po za tym przychodzę do ciebie prawie codziennie, prawda?
- Tak, tak. Wejdź.
Usiadłem na wysokim krześle, podstawionym obok kuchennych blatów, które połyskiwały do światła.
- No to opowiadaj. - powiedziała Ney.
- Eh, no byłem na castingu*, zaśpiewałem ... - mówiłem wręcz rozbawionym tonem. Cieszyłem się po prostu, a gdy o tym odpowiadałem to emocje wzbierały się ponownie. 
- Niall, tyle domyślam się sama. - zaśmiała się. - Chodzi mi o reakcję jurorów i werdykt. 
- W rzeczy samej. Nie podobało się Cheryl, i Katy nie była pewna. Ostatecznie nie udało się... - nie dokończyłem zdania, patrzyłem w oczy Fay pozorując smutek, który po króciutkiej chwili było widać na jej twarzy. 
- Nie udało się zdobyć czterech głosów na "tak", ale trzy!. - cieszyłem się jak małe dziecko. Na jej twarzy malowało się szczęście z domieszką czegoś w stylu "mam focha, bo nie powiedziałeś od razu, tylko trzymałeś mnie w nie pewności" razem dało efekt miny, która nie rozbawiła by chyba tylko największego pesymisty.  
Podszedłem do niej i przytuliłem, a ona to odwzajemniła. Zdecydowanie jest osobą, która przytula najlepiej na świecie. Trochę odsunęliśmy się od siebie, dalej będąc przytuleni. Fanny patrzyła na mnie z uśmiechem i zaczęła mówić. 
- Czyli to znaczy, że teraz będziesz musiał wyjechać? - jej zielone oczy zrobiły się duże, jakby oczekiwały odpowiedzi "nie". Prawda była inna. 
- Tak, będę musiał wyjechać. - odpowiedziałem. Myślałem, że cieszy się z tego że spełniam marzenia, chyba się pomyliłem. Cóż, nie mam już wyjścia, znaczy mam, ale nie skorzystam. 
Dziewczyna przeszła obok mnie i usiadła na sofie. Pamiętam wszystkie takie momenty, które przeszliśmy razem. Usiadłem naprzeciw, na skórzanym fotelu. 
- Pamiętaj, że będziemy przyjaciółmi na zawsze, będziemy nierozłączni. Będziemy się widywać gdy tylko się to uda. Jesteś dla mnie jak siostra. Zawsze gdy się uśmiechasz, ja też. Gdy płaczesz, ja też płaczę. Od zawsze jesteśmy przyjaciółmi i na zawsze nimi pozostaniemy... Tylko nie zapomnij. 
Po jej policzkach spłynęły łzy. 
- Nie płacz. Nie warto. - powiedziałem podchodząc do niej i siadając bokiem na sofie, by ją widzieć. 
- Jak nie warto? Od prawie 14-nastu lat, jesteśmy przyjaciółmi. A ty mi mówisz, że nie warto? - zakryła swoją twarz rękoma i płakała. Sam zacząłem płakać. Gdy widzę, kogoś to roni chociaż jedną łzę, rozklejam się. Teraz siedzieliśmy i płakaliśmy razem. "Do mojego wyjazdu zostało trzy dni, to musi być najlepsze trzy dni." - pomyślałem. Fanny płacząc zasnęła, nakryłem ją kocem. Wychodząc zostawiłem jej karteczkę:                                                    "Będę po Ciebie jutro koło 12:30. Nie dzwoń i nie pytaj, po prostu bądź gotowa. Niall x" 
Cicho zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę swojego domu, ocierając tek kilka łez, które spływały po mojej twarzy. 
*następnego dnia ~ oczami Fanny*
Wieczorem obudziłam się na sofie, idąc na górę zauważyłam karteczkę do Niall'a. Już boję się co wymyślił. Co do wczorajszych roztargnień, to uświadamiam sobie że muszę się z tym pogodzić i tyle. 
Obudziłam się o 10:20 co oznaczało jeszcze dużo czasu przed przybyciem Niall'a. Postanowiłam jeszcze poleniuchować. Leżałam przewracając się z boku na bok. W rezultacie czego spadłam z łóżka. Motywacja do rudzenia dupy i wstania. Podniosłam się z podłogi i podeszłam do szafy. Wybrałam bluzkę z napisami, rurki i do tego jeansową kurteczkę. Zdałam sobie sprawę, że gdy wyjdziemy to i tak będę musiała ubrać kurtkę zimową, ale cóż. Zeszłam do łazienki i załatwiłam swoje i przeszłam od razu do kuchni. Zrobiłam tosty z czekoladą i usiadłam by je skonsumować. Nie byłam jeszcze uczesana, ani pomalowana. Jako, że miałam jeszcze dużo czasu to postanowiłam wejść na twitter'a i facebook'a. Zdecydowanie wolałam twitter, ale większość znajomych ze szkoły go nie posiadali - może i lepiej. 
"Boję się co dziś wymyśli @Niall193**" - napisałam i kliknęłam 'tweet'. Po chwili pojawiło się kilka odpowiedzi. Było mi miło. Każda była bardzo optymistyczna, nawet innej bym się nie spodziewała. Wyłączyłam laptop. Zabrałam się za mój codzienny, lecz delikatny makijaż. Jest on wręcz niezauważalny, a czyni cuda! Włosy, włosy, włosy. Jak zawsze w pełnym nie ładzie. Zawsze na ich układaniu tracę najwięcej czasu.  Nie było tak źle dochodziła 12:00 a ja już byłam gotowa. Postanowiłam pooglądać chwilę telewizor. Włączyłam jakiś kanał muzyczny i siedziałam na sofie bawiąc się telefonem. W ten sposób czas mija szybko, dlatego nim się obejrzałam usłyszałam dzwonienie do drzwi. 
"To Niall" - pomyślałam i poszłam otworzyć. Nie myliłam się. 
- Cześć. - powiedziałam. 
- Hej. Gotowa? - odpowiedział wesoły.
- Jasne. A możesz mi zdradzić gdzie idziemy? 
- Może później. Teraz szybko zakładaj buty i chodź. 
Ubrałam się, zakluczyłam drzwi i poszliśmy. Nie miałam zielonego pojęcia jaki jest plan, więc nie miałam żadnego wyboru. Przechodziliśmy obok ludzi, śpieszących się do pracy, koło kawiarni które od 9:30 tętniły życiem, sklepów. Weszliśmy w jakąś uliczkę i przeszliśmy na jakieś jakby osiedle. Na plac zabaw. Całą tą drogę przebyliśmy bez słowa. 
- Pamiętasz? - Niall spytał mnie. 
- Co mam pamiętać? Tu jest tylko piaskownic i dwie huśtawki. 
Niall pokiwał głową.
- Pomyśl i zastanów się. Spróbuj wrócić do chwili z przed 14-nastu lat. - mówił, a ja próbowałam odświeżyć pamięć. 
Zamknęłam oczy i powróciłam do przeszłości. 
- Wiem! Pamiętam! - krzyknęłam jak małe dziecko. - Tu się poznaliśmy, jak byliśmy zaledwie dwu czy trzy latkami. 
- No właśnie. I jak na obecny czas to, tu jest nasze zajęcie. - odpowiedział chłopak. 
- Jak? Bo chyba nie zbyt cię rozumiem. 
- Normalnie, będziemy się bawić tak jak wtedy. 
Zbiegliśmy z górki i ścigaliśmy się do huśtawek. Później siedzieliśmy w piaskownicy malując coś patykami. 
Po zakończeniu naszej niecodziennej zabawy, jestem zmęczona. Teraz jeszcze tylko Starbucks. Najlepsza mrożona Caffe Mocha na świecie. Kocham tę kawę!
Ta "przerwa" pozwoliła mi szybko coś napisać. 
"Udany dzień, ale jestem zmęczona. @Niall193 było super! x :)"  
Tak najłatwiej było mi opisać dzisiejszy dzień mieszcząc się w 140 znakach.
__________
*casting - normalnie najpierw są precastingi, ale ja to tu pominę. 
**@Niall193 - nazwa wymyślona na potrzeby tego fanfiction. 

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. x

Dziękuję Wam za 250 wejść. Ich liczba stale rośnie. Oraz za ( według mnie ) AŻ cztery komentarze po ostatnim postem.
Mam dla was jeszcze kilka info. :) 
Staram się o szablon na bloga, są szanse że zostanie on wykonany na stronie zajmującej się takimi rzeczami. 
Oprócz tego podjęłam się zamówienia zwiastuna, który możliwe że pojawi się już wkrótce. 
Informacje na temat nowych postów możecie śmiało znaleźć tutaj KLIK
CZYTASZ = KOMENTUJESZ